Gdy przed nas wybiegła sarna, konie się spłoszyły. Aron zaczął tylko się kręcić w kółko i skakać, czułem się jak na rodeo, gdy udało mi się go opanować, zeskoczyłem z jego grzbietu i podbiegłem do dziewczyny. Klęknąłem przed nią, by sprawdzić, czy nic jej nie jest. Nathalie miała lekko uchylone oczy, wpatrywała się w niebo, miała niewielką ranę na czole.
A: Nic ci nie jest? - spytałem czule.
N: No, chyba nie... - powiedziała słabym głosem.
Pomogłem jej wstać, zachwiała się na nogach i poleciała w tył, ale ją złapałem. Wziąłem ją na ręce i wsadziłem na grzbiet Arona, usiadłem przed nią i kazałem jej się mnie trzymać. Oplotła ręce wokół mojego brzucha. Złapałem klacz dziewczyny za wodzę i ruszyliśmy stępem do akademii, przywiązałem konie do specjalnego miejsca przy wejściu do akademii.
A: No dobra, chodź, pomogę ci. - powiedziałem podchodząc do boku Arona, w celu ściągnięcia dziewczyny z jego grzbietu. Nie wyszło to zbyt umiejętnie, ponieważ coś poszło nie ta i Natalie wpadła na mnie i razem się przewróciliśmy tak, że ona leżała na mnie, a nasze twarze były blisko.
A: Opatrzą Ci ranę u mnie, okey? - spytałem patrząc jej się w oczy, które były centralnie nade mną.
<Nathalie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz